Pewnie jak przeczytasz ten artykuł, to przykleisz mi łatkę wariatki. Powiedz tylko gdzie mam zrobić miejsce spośród innych naklejonych już mi łatek. Nim jednak to zrobisz, to zrób sobie ulubiony napój i rozsiądź się wygodnie, bo tym razem będzie inaczej, niż w podręczniku w stylu tysiąc jeden sposobów na biznes.
Jak to było ze mną?
Nie miałam celu, by mieć wielką firmę, bo od zawsze uciekam od długoterminowych zobowiązań, nie miałam też ambicji, żeby zarabiać miliony i nadal nie mam.
– To po co Ci firma? – Zapewne zapytasz.
A ja Ci odpowiem – Tak wyszło i nawet wychodzi dalej i co raz skuteczniej.
Jak przeczytałeś w moich poprzednich artykułach, pomysł na biznes zaczął kiełkować, kiedy to znalazłam się na Dworcu Głównym w Poznaniu ze łzami w oczach, bo zaproszenie na szkolenie było podziękowaniem za współpracę. Jak tak teraz cofam się myślami wstecz, to jestem wdzięczna za kopniaka tamtej firmie, bo wtedy jeszcze nie znałam swoich możliwości. Tak, jestem z tych, którym się podcinało skrzydła od dziecka, przez co zawsze sabotowałam swoje marzenia. Krytyk na ramieniu ma u mnie otyłość. Jest tak ciężki, że aż się skoliozy nabawiłam (mam ją na serio).
Żeby nie zwariować, kiedy wali mi się świat uciekam z książką na plażę. Tam się regeneruję. Wtedy zaczęłam pochłaniać literaturę Roberta Grenne. Koniecznie zajrzyj do „48 Praw władzy” oraz „Sztuka uwodzenia”. Linki poniżej, gdzie kupiłam.
https://www.empik.com/48-praw-wladzy-greene-robert,p1127145962,ksiazka-p
https://www.empik.com/sztuka-uwodzenia-greene-robert,p1127146590,ksiazka-p
Spodobał mi się styl autora i obecnie te książki mam już trzy razy przeczytane i wiedzę zaczerpniętą z nich również wykorzystuję w swojej książce
„Poznaj przepis na siebie. Jak uwieść społeczność social mediów, aby zyskać nowych klientów?”
Przyswoiłam tak te rady autora i wdrożyłam w życie zwracając baczniejszą uwagę na zachowanie innych osób. Potem wkroczyłam w profesjonalny świat LinkedIn, wychylając się przed szereg swoimi treściami.
Jeśli jeżysz się na samą myśl o słowie „manipulacja”, to mniej świadomość, że co dziennie jesteś jej ofiarą, bo nawet dzieci są spryciarzami, którzy wiedzą jak mają Cię podejść, byś zrobił, to co one chcą.
Ja tego nie planowałam, wyszło mi samo.
Kiedy mnie pytają, jaki miałam cel pojawienia się na LinkedIn, to jedyne co będzie zgodne z prawdą, to to, że miałam dość ciszy po rekrutacjach i chciałam tupnąć nóżką i zostać zauważona. Ten sukces przyszedł bardzo szybko. Treści szczere, otwarte na tle udawanej kurtuazji przyciągnęły uwagę od razu.
Czy Ty też uważasz, że wszystko dzieje się po coś?
Tak, jak wtedy po coś było to wypowiedzenie (swoją drogą drugie w moim życiu, bo ja wcześniej zostawiałam pracodawców jak mi coś nie pasowało), tak LinkedIn też. Spędzając całe dnie w tym medium społecznościowym, chcąc nie chcąc nauczyłam się jego obsługi i praw nim rządzących. Zainwestowałam setki tysięcy godzin nauki i testów. Wtedy nie wiedziałam co mi to da.
Szukając pracy na LinkedIn, zapukało do mnie wiele osób z propozycjami.
Z jednym się zaprzyjaźniłam a potem razem pracowaliśmy. Da się być przyjacielem szefa i chcieć mu rozwinąć firmę. W między czasie, też rozwijałam swój pomysł na siebie w postaci osoby, która pozyskuje ciepłe leady. Wtedy to sfinalizowałam się z jednym panem, który wcześniej myślał o tym, by mnie zatrudnić na etat. Miałam jednak za duże wymagania, jak na jego możliwości. Teraz mieliśmy okazję bynajmniej się poznać.
Zawsze opór miałam, by jeździć na rozmowy o pracę dalej niż po Trójmieście. Wiedziałam, że będę tracić pieniądze na dojazd a potem będzie cisza. Dlatego dojeżdżałam do firm, które pokrywały mi koszty dojazdu. Tu jednak postanowiłam zainwestować i wybrałam się z Gdyni do Warszawy. Ta trasa to moja ulubiona, jakoś od najmłodszych lat mnie ciągnęło w tym kierunku. Tak pomyślałam, że reset umysłu dobrze mi zrobi. No i wtedy miałam etat, więc wzięłam dzień urlopu i spróbowałam coś na swoją rękę zadziałać.
Spotkanie wyryło mi się w pamięci na zawsze.
Jeszcze nigdy nie docenił mnie nikt tak, by na pierwszym spotkaniu związanym z dopięciem umowy, zrobić mi przelew za cały miesiąc pracy. Jest jeszcze kilka elementów spotkania, które zapadły mi w pamięci, ale zostawię je dla siebie.
Kiedy nie udało mi się w pierwszym miesiącu współpracy pozyskać klienta dla tej firmy IT, w kolejnym już się zastanawiałam nad odpuszczeniem tematu i po dwóch miesiącach sprowokowałam, by to mnie podziękowano za współpracę. Ktoś mógłby uznać, że szybko odpuszczam. Nie, nigdy nie odpuściłam i nawet dziś szukam im klientów, ale już nie chcę być obciążeniem. Właściciel firmy mi wtedy bardzo pomógł i te dwa miesiące wystarczyły, bym się odbiła finansowo. Dlatego do śmierci będę szukać klienta dla niego, żeby się zrewanżować.
Swoją drogą też mnie namawiał na utworzenie swojej firmy, po tym jak mnie poznał. A ja zawsze jak jestem w Warszawie znajdę dla niego czas.
Sprzedaż przez LinkedIn, jak to się zaczęło.
Mijał miesiąc za miesiącem a ja nabyłam umiejętności pozyskiwania klientów przez LinkedIn i spróbowałam tą wiedzę spieniężyć. Otworzyłam wcześniej firmę z outsourcingiem sprzedaży. Jakie było moje zdziwienie, kiedy posty przyciągały mi klientów na outsourcing a potem na warsztaty ze sprzedaży poprzez LinkedIn. Zaczęłam z tego żyć i żyję cały czas.
Wpierw jako szara, mało znana myszka działałam skromnie aż zostałam zauważona przez kilka czasopism. Teraz wreszcie się doczekałam zaproszeń na wydarzenia w roli prelegenta i wydaję swoją książkę.
Tylko, że to wszystko jest efektem ubocznym tego, że komuś gdzieś odpuściłam. Mam dobre serce i nie umiem brać pieniędzy jak nie ma efektów mojej pracy. A jakie efekty obecnie mają moi klienci, że im tak łatwo nie odpuszczam?
Zbudowaną markę osobistą i firmową, potencjalnych klientów, pracowników o ile potrzebują, ale przede wszystkim podpisuję się pod ich biznesami, dzięki czemu szybciej stają się rozpoznawalni na LinkedInowym rynku, bo ja już jestem, więc nie tracą czasu na żmudne działania.
Ostatnio nawet się odnalazłam na Facebook, który wcześniej był tylko dla najbliższych znajomych.
Efekt uboczny, goni efekt uboczny a ja się ostatnio złapałam na tym, że na biznesach moich klientów zależy mi bardziej, niż na swoim własnym.
W mediach społecznościowych piszę, bo kocham a publikacji nie planuję.
Ktoś inny, by pomyślał, że to moja praca. Nie, to jest przyjemność. Łączę biznesy, bo kręci mnie to, że mam wreszcie kontakty, by je łączyć. Na etacie byłam zbyt uczciwa, by wykradać bazę, a że pracowałam głównie zza biurka, to klienci mnie za bardzo nie kojarzyli.
Ostatnio wyszłam do ludzi na spotkania networkingowe. Wcześniej nie lubiłam, ale gdy mogę podzielić się wiedzą z publicznością, to mam motywację, by zrobić coś dla innych, dla siebie to ja wolę iść na bezludną, dziką plażę z dala od Covid-19 i innych atrakcji sezonowych.
A teraz Ty zajrzyj w przeszłość i zastanów się, co u Ciebie jest efektem ubocznym podjętych decyzji.
Umów się ze mną na warsztaty: