Tak, wiem na mój widok już Cię skręca i najchętniej obrzuciłbyś mnie odpowiednimi epitetami na k.., ch.. itp. bo wysłałeś setki CV i nikt się do Ciebie nie odezwał.
A wiesz, że ja też tak miałam i właśnie dlatego przeszłam na złą stronę mocy i stałam się rekruterem, choć tego słowa nie lubię. Dla mnie rekrutacje same w sobie kojarzą się negatywnie. Osobiście wolę używać określeń takich jak:
- łowienie głów (headhunting),
- dobieranie pracownika do pracodawcy,
- budowanie zespołu,
Gdyby nie to, że SEO do pozycjonowania mojej strony oraz reklamy Google lepiej działają na frazę „rekrutacje” pomijałabym ją, gdzie się da, żeby nikt na mój widok nie dostawał alergii.
Ale nie o pozycjonowaniu dziś będzie a o sekretach mojej pracy.
Najczęściej popełniane błędy przez kandydatów na początku etapu rekrutacji
Ileż to razy mi się nóż w kieszeni otwiera, kiedy szukam kandydata o ściśle określonych kompetencjach a na ofertę pracy np. operatora CNC aplikuje handlowiec, który nigdy nie miał do czynienia z tokarką lub inną maszyną a zapytany o potrzebne kwalifikacje, milczy jakby to nie o niego chodziło.
Nie wiem na co ktoś liczy, że może a nóż widelec się uda go przepchnąć, tylko co mi po tym jak ja go pokażę klientowi jak klient mnie wyśmieje?
Rzucanie CV jak makaronem o ścianę jest obecnie kolejnym sportem narodowym w Polsce. Polega to na tym, że wysyłasz swoje dokumenty aplikacyjne do każdego rekrutera, czy headhuntera na mail lub przez portale społecznościowe i liczysz, że w przyszłości się odezwie.
Dlaczego takie działanie jest praktycznie nieskuteczne?
- To, że dziś szukasz pracy, to nie znaczy, że za pół roku będziesz jej szukać nadal.
- To, że taka osoba jak ja dostanie ofertę na Twoje stanowisko i w Twoim miejscu zamieszkania, też jest mało prawdopodobne.
Lepiej nim kogoś zasypiesz dokumentem, którego przez RODO i tak nie otworzy, lepiej zapytaj, czy prowadzi właśnie rekrutacje o Twoim profilu zawodowym. Mniej się zirytuje a i Ty nie będziesz się frustrował ciszą po wysłanym CV.
Co do ciszy to i jak widzisz kandydaci święci nie są. Aplikują a potem udają, że ich nie ma i ani SMS ani wiadomość na mailu, czy LinkedIn nie pomaga.
Co się dzieje, po Twojej aplikacji na moją ofertę pracy
Rekruterem wewnętrznym dla żadnej z firm jeszcze nie byłam, ale domyślam się, że też mają podobne problemy wpływające na proces rekrutacji. Jak to jest od kuchni?
Powiedzmy, że szukam handlowca z branży IT. Aplikowałeś do mnie cały zadowolony, bo Ci się kasa i warunki w mojej ofercie pracy spodobały. Mam zasadę, że z każdym kandydatem się kontaktuję nawet, gdy nie spełnia oczekiwań. Na początku dostaniesz wiadomość drogą, którą aplikowałeś z dopytaniem o moje wątpliwości. Tak, szanuję Twój czas a mamy 21 wiek i nie trzeba natrętnie do siebie wydzwaniać.
Jeśli załapiemy flow, czyli mnie przekonasz, że mam Cię polecić mojemu klientowi, to Twój dokument idzie dalej i jesteś na bieżąco informowany co się dzieje z Twoją kandydaturą. Jeśli mi się proces rozciąga, bo klient nie daje odpowiedzi, również masz informację. W końcu mi też zależy, byś po drodze nie uciekł do innego pracodawcy.
Takie to wszystko proste i logiczne a szkoda, że inni tak do tego nie podchodzą i mnie kiedyś olewali.
Kiedy rekruter jest niewinny a wina leży po stronie firmy
Miałam już w swojej karierze takie przypadki, że zadzwonił do mnie klient, iż potrzebuje pracownika. Ustaliliśmy co i jak. Ja tu rzucam kiecę i lecę aż się za mną kurzy, by dostarczyć właściwe osoby, a jak już znalazłam ich to klient:
- nie odbierał ode mnie telefonu,
- nie odpisywał na maile,
- nie miał czasu na spotkania,
- poszedł na urlop.
Moje oczy nigdy do nikogo tak pięknie nie świeciły, jak do kandydatów przez moich kochanych klientów 😁. Zatem widzisz, już mamy jeden element, gdzie ktoś kto pracuje jako rekruter a ma problem lub się boi mówić prawdę, będzie siedział cicho.
Innym przypadkiem jest też to, że przedstawieni kandydaci mieli wyższe oczekiwania finansowe, niż pierwotnie zakładał klient. Zatem firma szuka z nadzieją na kogoś tańszego, wydzwania po innych agencjach zatrudnienia a obecnych trzyma w niepewności, bo człowieka zatrudnić musi.
Co ma Ci powiedzieć wtedy rekruter?
„Panie poczekaj Pan, bo mój klient kogoś tańszego, ale jak nie znajdzie, to z braku laku weźmie Pana”
Kolejnym elementem, gdzie rekruter jest niewinny a i nawet firma nie do końca, to jest brak specjalistów na rynku. Niby kandydaci spełniają według CV
oczekiwania, ale kiedy przeprowadzi się z nimi spotkania, testy to okazuje się, że np. w 50%.
Tu znów pojawi się cisza i dalsze szukanie. Ta cisza służy temu, żeby nie dać kandydatowi jednoznacznej odpowiedzi a spróbować poszukać kogoś bardziej dopasowanego. Tak, wiem, że to nie jest fair wobec Ciebie i sama osobiście w takich sytuacjach, daję informację, iż klient jeszcze nie podjął decyzji ostatecznie.
Miej wyjebane będzie Ci dane
Pamiętam jak kiedyś oczami wyobraźni widziałam się w danej firmie, bo takie miałam flow na rozmowie z bezpośrednim przełożonym, że aż nie mogło być
inaczej, niż współpraca. Z autopsji wynikało to tak, iż im większa była chemia, tym bardziej bolało mnie odrzucenie a często się niestety pojawiało właśnie tam, gdzie go się nie spodziewałam.
Dlatego bardzo ładnie Cię proszę, byś się nie nastawiał na tą konkretną ofertę pracy i traktował ją jak speed dating. Niech każda taka rozmowa będzie Twoją lekcją. Jest też coś jeszcze, im więcej tych randek na tym wyjebaniu przerobisz, tym lepiej wypadniesz na kolejnych.
A jak jest cisza po samym wysłaniu CV, to co to znaczy?
To zależy jak leży, czyli od rekrutera. Jedni idą na ilość i potem jęczą w social mediach, że mają po 200 CV i nie są w stanie dać informacji zwrotnej wszystkim kandydatom. Inni idą na jakość i kontaktują się z każdym.
Z tym tworzeniem baz życiorysów jest tak, jak ze zbieractwem (jest taka choroba nawet https://wylecz.to/psychologia-i-psychiatria/syllogomania-jakie-sa-przyczyny-obsesyjnego-zbieractwa-i-jak-sie-to-zaburzenie-leczy/). Firmy latami kolekcjonują kandydatów tylko po to, by nigdy się do nich nie odezwać.
Ciężko jest mi się jednoznacznie wypowiedzieć, które ogłoszenia są prawdziwe a które nie, niemniej jednak zawsze możesz zadzwonić do firmy i zapytać osoby tam pracujące. Natomiast w przypadku, kiedy aplikujesz do agencji zatrudnienia,
to tu sprawdzać nie musisz. One muszą z czegoś żyć i nie będą tracić swojego budżetu na reklamy w znanych portalach pracy, by wystawiać ogłoszenia widmo.
Dlaczego agencja zatrudnienia nie chce podać nazwy firmy swojego klienta
Ileż to razy ktoś się na mnie irytował, że mu nazwy firmy klienta podać nie chcę. Ja rozumiem, iż nie chce aplikować do jakiś firm, ale jak mi je poda, to mu powiem, czy to któraś z nich.
Jeżeli nie aplikujesz bezpośrednio do firmy, w której będziesz pracował a do agencji zatrudnienia, warto byś wiedział, że te instytucje pracują głównie za prowizję od zrekrutowanej osoby. Zatem jaką mają mieć pewność, że jak podadzą
Ci nazwę swojego klienta, nie pominiesz ich w procesie rekrutacji?
Owszem są klienci, którzy rekrutacje powierzają tylko jednej firmie i każdy, kto aplikuje nawet bezpośrednio, trafia do tej zewnętrznej. Jednak większość przedsiębiorców w Polsce tak nie ma. Może to wynikać z bałaganu w firmie, gdzie ktoś czegoś nie dopatrzy. Może to też być działanie celowe wynikające z oszczędności na wynagrodzeniu firmy zewnętrznej lub współpracy z wieloma agencjami na raz.
Dlatego nim znów będziesz mieszał z błotem jakiegoś rekrutera, postaw się w jego buty i zrozum, że on ma do zapłaty ZUS i inne zobowiązania a także żyć z czegoś musi i dzieciom dać jeść.
Walisz głową w mur i masz już dość?
Zawsze możesz przyjść do mnie na warsztaty indywidualne zgodnie z ofertą na https://mocompany.pl/oferta-marta-olesiak/
Zobacz co o tych zajęciach piszą wybrani klienci:
https://goo.gl/maps/FrzRrLZD86EwNFpX8
https://goo.gl/maps/NFziqhVyAQTv1m3p7
Zapraszam
Marta Olesiak 🌷
0 komentarzy