Nigdy nie miałam się za prawdziwego handlowca.
Zatrudniałam się w firmach i wykonywałam to co do mnie należy, ale zawsze miałam wewnętrzne chciejstwo do działania. Regularnie zgłaszałam przełożonym pomysły na to co można ulepszyć w zdobywaniu klientów, jaki mam od nich feedback. Kiedy coś mi nie szło, winiłam głównie siebie. Nawet jak oferta nie sprzedawała się innym, to miałam wewnętrznego krytyka, który mówił mi, że przecież prawdziwy handlowiec to i gówno w złotku sprzeda (tak takie zdanie usłyszałam od jednego z szefów).
Co to powodowało?
Po każdym gorszym miesiącu dopadały mnie choroby, kontuzje i coraz bardziej przestawałam wierzyć w swoje umiejętności. Rzucałam pracę i odreagowywałam na wolnym szukając innego pracodawcy i budując swoją wiarę w siebie od nowa. Na to ciągłe rzucanie pracy znalazłam sposób. Poszłam na swoje i otworzyłam MO Company.
Kiedy nagle nie masz nad sobą szefa a do tego nie możesz się porównać z nikim z zespołu?
Zaczynasz nieustannie myśleć, czy robisz dobrze, czy tak masz działać. Zbierasz feedback od klientów, czy Twoja oferta ich interesuje, czy cena jest dostosowana do rynku, jakie mają potrzeby. Nagle konkurencja przestaje być konkurencją. Staje się inspiracją do tego, w jaki sposób działać a może zrobić inaczej, żeby klient Ciebie odróżnił od nich.
Zauważyłam też taką tendencję, że na 10% sukcesu potrzebne jest 90% porażek. Zobacz, jaką siłę trzeba w sobie znaleźć, by nie odpuścić. Tak, ja też nie mam zawsze różowo. Kiedy już jadę na koniu, nagle zdarzają się nieprzewidywalne rzeczy i z niego spadam. Na początku, kiedy klient się wykruszał, brałam to do siebie i przeżywałam. Teraz wiem, że to jest normalna rzecz w biznesie. Dlatego działam cały czas tak samo. Raz zarabiając więcej, innym razem mniej a będąc gotowa na miesiące, w których będzie mniej. Dlatego mam w sobie cały czas motywację. Największa panika była, gdy zdarzyło się to pierwszy raz:
– Jak ja sobie poradzę, przyjdzie mi teraz biznes zamknąć?
W końcu tu nie mam etatu na stałe i jak mnie zwolnią to nie dostanę zasiłku. Najgorzej, że przyjdzie mi opłacić ZUS, księgową, telefon itp., więc będę jeszcze na minusie.
Moje małe MO Company, pokazało mi, że w takich sytuacjach działam jeszcze lepiej, bo walczę o jego przetrwanie niczym lwica o swoje maleństwo. Kiedy jesteś na fali, to pływasz spokojnie. Jednym słowem rozleniwiasz się, bo w końcu jest dobrze. Pieniądze na koncie, zagwarantowane wpływy. Bawisz się świetnie. Wydajesz więcej, bo przecież zarabiasz więcej. Nagle ciach. Pandemia zagościła w kraju i klienci zamknęli kurek z dopływem gotówki. Można się załamać, poddać i zawiesić firmę. Dla mnie coś takiego oznaczałoby największą porażkę. To jak cofnięcie z poziomu eksperta do poziomu studenta.
Co zrobiłam?
Zaczęłam działać inaczej. Porażka jest najlepszą szkołą rozwoju człowieka. Nawet MBA nie da Ci tej wiedzy, którą zdobywasz, gdy życie kopie Cię po dupie.
Prawdziwy handlowiec, co to za prawdziwego nigdy się nie miał, postanowił podzielić się wiedzą z doświadczeń w pozyskiwaniu klientów do swojej firmy na LinkedIn® i wydał książkę „Poznaj przepis na siebie”.
Najbardziej mnie śmieszyło, to że jeszcze książka nie została wydrukowana nawet dla mnie a już miała negatywne opinie w sklepie Ridero. Szybko rozpracowałam opiniodawcę i szczęśliwie jego złośliwe komentarze mogłam usunąć. O dziwo w tym samym czasie ktoś wykupił wszystkie moje bilety na www.evenea.pl podając mnie jako kupującego i nie opłacając, gdzie ja właśnie oglądałam film i o mało co nie dostałam zawału, jak mi na telefon przyszło potwierdzenie zamówienia (swoją drogą jaki pomysłowy, iż podał 40 imion i nazwisk członków szkolenia). Po co to zrobił? By moje wydarzenie zniknęło i nikt nie mógł kupić biletu na szkolenie z pozyskiwania klientów przez LinkedIn®.
Jakby co to 20.30 to najlepsza godzina na myślenie o Marcie Olesiak i robieniu jej pod górkę 😊.
Mogłabym się znów poddać. Pierwsza myśl jaka mi wtedy przyszła to, skoro ktoś tak działa, to znaczy, że jestem dla niego zagrożeniem. Kiedy jestem zagrożeniem, to znaczy, iż jestem dobra w tym co robię a ta osoba boi się, że straci klientów.
Tak, to był impuls, żeby ruszyć ze swoim kanałem YouTube
Ileż to ja mam zawsze obiekcji, żeby coś nagrać. A to gęba się nie podoba, a to mogłoby pójść lepiej. Zawsze wynajdę coś co można poprawić. Pierwszy filmik to miał pięć prób. Teraz już mi wychodzi za drugim podejściem. Trening czyni mistrza, więc się wprawiam i uczę na bieżąco. Sam zobacz, jak mi idzie:
https://www.youtube.com/channel/UCTznhadEmbr9FAAjdFng27g
A wracając do „Poznaj przepis na siebie”. Pomysł na tytuł wpadł mi do głowy, kiedy kolejna osoba zapytała mnie, że nie wie co chce w życiu robić, dlatego nie ma pomysłu jak zacząć działać na LinkedIn®. Dobrze, że mnie od zawsze interesowała psychologia, motywacja, coaching i relacje. Dzięki temu łatwiej jest mi wykrzesać z drugiego człowieka jego mocne strony. Potem przełożyć je na pisanie postów, artykułów i działań w mediach społecznościowych.
Sama książka też niebawem ukaże się u kolejnego dystrybutora i będzie można ją zamówić do księgarni stacjonarnych. Skoro pierwsze osoby, które ją kupiły są zadowolone i zgłaszają mi pozytywne opinie, to już widzę, że mogę dystrybuować bardziej. Ci co nie przeczytali to piszą, że cena z kosmosu. Szanuję i pytam w takim razie – ile kosztuje Ciebie dziś pozyskanie jednego klienta do swojej firmy? Czy wiedza dotycząca zaoszczędzenia Twojego czasu na pozyskanie kolejnych klientów za sprawą LinkedIn® w pigułce o wartości 89,99pln jest naprawdę zbyt droga? Jak wolisz zapłacić za szkolenie całodniowe z tysiąc złotych to nie będę przekonywać do jej zakupu.
Z resztą pierwotnie książka miała być tylko dla uczestników moich warsztatów dla firm. Zatem jak chcesz nabić statystyki wejść w sklepie Ridero, to zajrzyj tu: https://mocompany.pl/moje-ksiazki/
Lepiej kup nowy ciuch, po co Ci nowa wiedza 😁
Nie zachęcam do zakupu, bo zapewne już umiesz pozyskiwać klientów pisaniem publikacji, więc szkoda Twoich pieniędzy. Lepiej kupić nowy ciuch niż inwestować w dodatkową wiedzę.
A jak już jesteśmy w temacie inwestowania. To właśnie własna firma nauczyła mnie, że bez wydawania nic nie zyskam. Duszenie pieniędzy powoduje to, że przypływają w wolniejszym tempie nowe. Taki głupi przykład znów tej książki, bo to też moja inwestycja. Niby książkę można za darmo wydać. Jednak grafik miał swoją ceną, recenzent, korektor i asystent sklepu też mnie za darmo nie obsługiwali. Napisać to jedno, wydać to drugie a zarobić na niej to trzecie. Ja wiem jaki mam w niej cel i nie zdradzę sekretu. Pomimo tego już mi się inwestycja zwróciła a zaraz na niej zacznę zarabiać. Tu daję sobie rok na wyciągnięcie wniosków.
Skąd się wzięła LinkedInka
Dodam, że teraz będę już nie tylko #linkedinka ale też #poznajprzepisnasiebie i na to mam pomysł globalny a nie tylko na LinkedIn®. Działania rozpoczęte w ostatnich postach na Li i Facebook. Krok po kroku będę wdrażać kolejne. W końcu moja firma daje mi nieograniczone możliwości rozwoju w każdym kierunku jakim pragnę. Mam jeszcze kilka tysięcy marzeń do spełnienia i codziennie budzę się z nowymi. Oby mi tylko życia starczyło. Pieniądze są efektem ubocznym, bo szczęście daje mi to, że coś się udaje zrobić i znaleźć zainteresowanie na moje przepisy.
W końcu najlepsza moja praca jaką pamiętam, to ta w której zatrudnili mnie do rozwoju rynku dla autorskich aplikacji. Nikt ich wtedy nie znał a wdrożyły znane miejsca z branży rekreacyjnej. Nauczyłam się w niej marketingu, sprzedaży i całego procesu od zainteresowania produktem klienta poprzez windykację spóźnialskich. Całą tą wiedzę nieustannie wykorzystuję u siebie, a także na bieżąco się dokształcam.
Jeśli nie masz na siebie i swoją firmę pomysłu. Nie wiesz, jak rozwijać się w mediach społecznościowych i na rynku, to mogę pomóc, ale uprzedzam, że tania nie jestem. Za to elastyczna i dająca klientom wolność. Mogą ze mną działać, ale nie muszą. Sama nie lubię mieć smyczy w postaci umów z paragrafami, więc biznes zbudowałam na przedpłatach i wtedy działam z klientem.
Życie jest zbyt piękne, żeby tracić czas niepotrzebny stres.
A jak powstał ten tekst?
Wstałam dziś prawą nogą z łóżka i wpadł mi do głowy pomysł – napiszę artykuł. Zaczęłam pisać, samo przyszło. Tak, moje posty przychodzą mi do głowy same. Nawet nie wiesz, jak muszę się powstrzymywać, by nie pisać więcej. Mam tak, że postów moich w socialach mogłoby być po 10 dziennie. Tak, mam pecha. Od dziecka lubiłam pisać i pisałam nawet wypracowania dla kolegów i koleżanek, żeby jedynek nie łapali 😊.
Umów się na szkolenie
tel: 535 506 508
Twoja Marta🌷